czwartek, 29 lipca 2010

ROZBRATOWE KINO LETNIE: FOOD INC.

Zapraszamy na pokaz filmu w ramach Rozbratowego Kina Letniego:

FOOD, INC.
USA, 2008, reż. Robert Kelner

Amerykański przemysł spożywczy pozostawia wiele do życzenia. Pestycydy, genetyczna modyfikacja, zwierzęta hodowane w fatalnych warunkach i karmione paszą pełną chemicznych ulepszaczy. Liczy się ilość, nie jakość. Oto amerykańska rzeczywistość rynkowa, na którą spuszczono kurtynę milczenia. Są jednak ludzie, którzy nie boją się mówić o tym problemie otwarcie.

W swoim dokumencie Robert Kenner pokazuje prawdę o systemie produkcji żywności w Ameryce. Stawia tezę, że producenci celowo ukrywają przed konsumentami informacje, dotyczące pochodzenia produktów, składników i procesów produkcji. Aby zweryfikować swój pogląd, Kenner odwiedza hodowle zwierząt i gospodarstwa rolne. To, co tam odkrywa potwierdza alarmującą prawdę, że cały przemysł żywieniowy w kraju kontroluje zaledwie kilka korporacji, ich celem nie jest zdrowie konsumentów, a maksymalizowanie efektywności i wzrostu ekonomicznego.

Dostawcy na pierwszym miejscu stawiają zyski, jakie mogą otrzymać ze sprzedaży żywności idealnej wizualnie, pozostawiając daleko w tyle zdrowie konsumentów. Potwierdzają to rozmowy Kennera z farmerami i ranczerami, którzy przyznają, że dziś, by produkty się sprzedawały, muszą spełniać przede wszystkim wymogi estetyczne. Stąd rozrośnięte piersi drobiowe, idealne kolby kukurydzy, okrągłe pomidory w kolorze pięknej czerwieni i jednakowej wielkości marchewki. A przecież wiadomo, że natura nie jest twórcą idealnym i nie wszystkie jej plony mają perfekcyjny kształt i kolor. Ludzie postanowili jednak ją przechytrzyć i za pomocą środków chemicznych uzyskać produkty bez skazy. Niestety, nie szata zdobi warzywo.
Kiedy:
29.07.2010 (czwartek) godz.: 21:00
Gdzie:
Rozbrat - Poznań

środa, 14 lipca 2010

[poznan] MYŚLIWI ZAMIST ZŁAPAĆ DZIKA, ZRANILI GO

ATYM RAZEM PRZEDRUK Z GAZETY WYBORCZEJ..TU JEST LINK DO ŹRÓDŁA


Myśliwi, którzy chcieli złapać lochę z trzema młodymi, złamali aż sześć punktów ustawy o ochronie zwierząt. Sprawa trafiła na policję. Łowczy tłumaczą: - Przecież chcieliśmy pomóc

- Myśliwi zranili lochę. I zostawili ją bez pomocy weterynarza. Złożyliśmy wniosek o ściganie i ukaranie sprawców - mówi Grzegorz Bielawski z Pogotowia dla Zwierząt w Trzciance.

Wszystko wydarzyło się na os. Kosmonautów. Dziki mieszkają tam od zimy, bo dokarmiają je mieszkańcy.

W niedzielę locha z młodymi weszła na plac zabaw. Mieszkańcy ją tam zamknęli. Straż miejska zaalarmowała myśliwych. Ci przyjechali, by wyłapać zwierzęta. - Kolega dzwonił do dwóch weterynarzy. Jeden nie odbierał. Z drugim umówiliśmy się na miejscu i gdy już tam byliśmy, okazało się, że nie przyjedzie - opowiada Jerzy Radzikowski, prezes Koła Łowieckiego Ratusz. - Mimo to spróbowaliśmy lochę złapać. Udało nam się ją schwytać na sznur. I wtedy zaczął się rwetes.

Czesław Kwiatek, łowczy koła: - Już mieliśmy wkładać ją do klatki. Ale zaczęły się krzyki. Jedni mieszkańcy krzyczeli: "łapcie i bierzcie", inni: "puśćcie, ona ma tu sobie chodzić!". Locha szalała, musieliśmy ją wypuścić.

Grzegorz Bielawski mówi o sprawie inaczej: - Z relacji świadków wiemy, że myśliwi skrępowali lochę za nogi i ciągnęli zwierzę. Sznur wyrwał losze kawałek skóry i mięśnia. Bardzo krwawiła.

I dodaje, że myśliwi złamali aż sześć punktów ustawy o ochronie zwierząt. We wtorem złożył doniesienie na policję.

Czy dzików nie można było najpierw uśpić, a potem złapać i przewieźć w inne miejsce? Radzikowski: - Można było, gdyby pojawił się weterynarz. Tylko pamiętać trzeba, że usypianie też nie jest humanitarne - to nadal strzelanie z broni, zwierzęciu można uszkodzić jelita. To też nie byłoby idealne rozwiązanie - przekonuje. Po weterynarza, z którym miasto ma podpisaną umowę, dzwonił też dyżurny straży miejskiej. - Nie rozumiem, jak to się stało, że lekarz nie przyjechał, ale od tego zaczęły się wszystkie problemy. Zgłosiłem już sprawę swoim przełożonym, którzy będą to wyjaśniać - mówi rzecznik straży Przemysław Piwecki.

W poniedziałek wolontariusze Pogotowia spotkali się z powiatowym lekarzem weterynarii w Poznaniu. Wspólnie rozpoczęli przygotowania do humanitarnego złapania czterech dzików i przewiezienia ich w bezpieczne miejsce. W najbliższy czwartek mają być też odławiane inne dziki: przy ul. Rubież. - Ja nie wiem, czy tam pojadę. Najpierw wszyscy proszą nas o pomoc, a później nikt nas nie wspiera i gdy coś idzie nie po myśli, to wszyscy umywają ręce - żali się Radzikowski.

Źródło: Gazeta Wyborcza Poznań